Cześć, jestem Kasia Majerczyk i słuchasz podcastu Rytmiczny Konkret, w którym szczerze i prostym językiem opowiadam o rytmice, rozwoju i biznesie edukacyjnym. Temat dzisiejszego odcinka to: Kim jestem? Więc jeżeli nurtuje Was to pytanie i zastanawiacie się skąd się wzięła ta Kasia Majerczyk, już wszystko mówię. Jestem nauczycielem rytmiki, czyli magistrem sztuki wyspecjalizowanym w rytmice i przedmiotach teoretyczno-muzycznych. Skończyłam akademię muzyczną w Katowicach z bardzo dobrym wynikiem. Z tego się bardzo cieszę, bo to nie są proste studia. I moja kariera zawodowa, kariera pedagogiczna zaczęła się kształtować w następujący sposób.
Zacznijmy od początku. Mam ochotę teraz, żeby wjechały takie chimesy, posłuchajcie. I teraz zaczyna się moja opowieść.
Ja tak trochę z przymrużeniem oka, bo słuchajcie, nie można być całe życie poważnym. Ja naprawdę jestem osobą, która ma za sobą wiele takich poważnych stanowisk, gdzie trzeba było być autorytetem, reprezentować, trzymać jakiś poziom. Teraz robię to samo, ale bardziej na luzie, ponieważ jestem sama sobie szefem.
Na dzień dzisiejszy mam własną firmę, która nazywa się Ekomuzyka dla Smyka i zajmuję się właśnie zajęciami rytmiki w żłobkach, w przedszkolach. Działamy w dwunastu miastach na Śląsku. Obecnie mamy trzydzieści placówek pod sobą.
I w zespole jest sześć osób prowadzących zajęcia. O tym będę jeszcze mówić, ale zacznę od samego początku. Jak w ogóle zaczęła się moja historia? Bo to są też wasze częste pytania na moich social mediach, dlatego tutaj chciałabym to poruszyć.
Oczywiście w wieku siedmiu lat, tak jak nasz naturalny proces edukacji muzycznej w Polsce, poszłam do szkoły muzycznej. Nie urodziłam się w rodzinie muzyków. Zresztą w mojej rodzinie naprawdę tata bardzo uzdolniony, samouk słuchał metalu i rocka, a mama nadepnął jej na ucho, nie słyszy nic i słucha disco polo.
Więc też takie połączenie dwóch różnych światów. I marzeniem mojego taty było to, żebym była w szkole muzycznej, ponieważ on jako dziecko nie miał możliwości chodzenia do szkoły muzycznej. I chciał, żebym była tak wykształcona.
Okazało się, że mam bardzo dobry słuch. Na szczęście poszłam bardziej w geny taty w tym zakresie. I w wieku siedmiu lat zapisano mnie na egzamin, który oczywiście przeszłam.
I w Katowicach chodziłam do szkoły pierwszego stopnia. Wtedy wybrałam fortepian. Zawsze w szkole pierwszego stopnia musisz wybrać jeden instrument taki wiodący, pierwszy, który będzie tym podstawowym instrumentem dziecka.
Jeśli chodzi o moją edukację w pierwszym stopniu, to zawsze byłam bardzo dobra w właśnie rytmice, w kształceniu słuchu. Miałam właśnie bardzo dobry słuch. Dyktanda pisałam zawsze na piątki.
Ale znowu gra na fortepianie przynosiła mi tak mizerne efekty, że po trzech latach musiałam zmienić na inny instrument. Teraz z perspektywy czasu wiem, że nie była to kwestia samego dziecka. Bo ci, którzy mnie znają, to wiedzą, że potrafię grać na fortepianie.
I potem już w przyszłości słyszałam, że mam bardzo duży talent w tym zakresie. Więc to była kwestia po prostu podejścia nauczyciela, ale też może pewnej niedojrzałości z mojej strony. Bo ja nie potrafiłam jako dziecko, pamiętam, zrozumieć komunikatów nauczycielki.
Nauczycielka była też młoda, z mniejszym doświadczeniem i po prostu nie umiałyśmy się zgrać. Ona też była bardzo surowa, w moim odczuciu nie chwaliła za dużo. Może nie było z czego chwalić.
Ja też w domu nie byłam pilnowana pod takim względem, że miałam ćwiczyć pół godziny dziennie. Z drugiej strony, jak jako dziecko nie rozumiesz, jak masz technicznie ustawiać rękę, no to lepiej, żeby nie ćwiczyć tyle czasu. Wyobraźcie sobie, że dziecko ćwiczyłoby pół godziny dziennie z błędnym ułożeniem dłoni na klawiaturze.
To w ogóle nie miało chyba się wydarzyć i dlatego w czwartej klasie musiałam po prostu zmienić instrument na inny. Zmiana instrumentu dotyczyła instrumentów dętych. Dlatego postanowiłam, że może na flecie poprzecznym, bo wszystkie dziewczynki u mnie chciały iść na flet poprzeczny.
To była taka moda, więc na flet poprzeczny. Ale już nie było fletów w wypożyczalni instrumentów, bo instrumenty ogólnie są bardzo drogie i wtedy nie było nas stać, żeby kupić sobie własny. Zresztą nie wiadomo było, czy to jest to. Więc na flet akurat się nie załapałam. Potem stwierdziłam, że może jednak klarnet. No i właśnie kierownik sekcji zobaczył mój zgryz i powiedział nie, nie, nie, to nie klarnet.
Wiesz co, ty jesteś taka wysoka, taka dobrze zbudowana, a może puzon. I to jest taka śmieszna historia, bo ja patrzę na moją mamę, moja mama patrzy na mnie i jedyne pytanie nam się ciśnie na usta. Co to jest puzon? I teraz to jest naprawdę tak śmieszna historia.
My z mamą podchodzimy do tablicy po prostu z instrumentami. Mam nadzieję, że dalej są takie tablice edukacyjne, gdzie w szkołach muzycznych są właśnie podpisane wszystkie instrumenty orkiestry symfonicznej i tam po prostu był puzon. I mama mówi, a, to jest Golec i uOrkiestra. Tak, my bierzemy puzon. Teraz z perspektywy czasu wiem, o co chodziło. Może nie było tych fletów w wypożyczalni, no bo wiadomo, że jest ograniczona ilość instrumentów, ale jeśli chodzi o zgryz na klarnet, to wcale nie była żadna przeszkoda, bo w przyszłości oczywiście rozmawiałam z klarnecistami i pytałam, czy ktokolwiek sprawdzał wam zgryz przed wybraniem instrumentu.
Nikt nie miał takiego szczęścia, takiego doświadczenia, dlatego pewnie nie było godzin. Trochę już też wiem, jak wygląda to od środka, w środowisku nauczycieli, że jeżeli jakiś nauczyciel nie ma godzin, to gdzieś tam bardziej się tego potencjalnego kandydata kieruje na dany instrument, żeby po prostu ilość etatów się zgadzała, żeby każdy mógł przeżyć. Też to z jednej strony rozumiem, ale z drugiej strony może byłabym jakimś mistrzem klarnetu i jakimś wirtuozem i koncertowałabym na scenach Carnegie Hall.
Nikt tego nie wie. Zgodziłyśmy się na puzon, więc przez kolejne trzy lata grałam na puzonie, ale zauważyłam, że nie jest to dla mnie dobry kierunek, ponieważ ja po prostu nie lubię ćwiczyć. I to była taka katorga.
Jeżeli macie dzieci w szkołach muzycznych albo jeżeli obracacie się w tym środowisku, to wiecie, że to ćwiczenie, ta regularność to jest naprawdę najtrudniejszy element edukacji muzycznej. A bez tego nie ma efektu. W związku z tym wtedy było sześć lat takiej szkoły podstawowej muzycznej.
W związku z tym, że nie chciałam ćwiczyć, to mówię do mamy, mamusiu, mam trzynaście czy dwanaście lat, ale po prostu nie widzę się dalej w karierze muzyka. Nie chcę ćwiczyć. Muzycy naprawdę muszą ćwiczyć po trzy, cztery godziny dziennie.
To jest nawet jak etat. Koncertujący muzycy w ramach ośmiogodzinnego dnia pracy ćwiczą. To jest naprawdę potem już bardzo trudny proces, ale też niektórzy się do tego nadają, a inni nie.
Moja mama załamana, więc chodziłyśmy do psychologa, żeby tylko tę moją decyzję cofnąć, bo też nie chciała robić nic na siłę, ale szukała jakichś sposobów, bo wiedziała, że mam w tym talent. I natknęłyśmy się na plakat w pierwszym stopniu, że jest Wydział Rytmiki w drugim stopniu, ponieważ kontynuacja pierwszego stopnia szkoły muzycznej to drugi stopień szkoły muzycznej. I tam jest kolejne sześć lat.
Rytmika zapraszała Wydział Rytmiki, teraz już specjalność Rytmiki, zapraszała kandydatki do podjęcia dalszej edukacji na tym kierunku. Na plakacie widziałyśmy ruch, rozwój poprzez taniec, to były główne takie aspekty, więc mówię, jejku, ja się lubię ruszać, mamo, może to? I mama przeszczęśliwa oczywiście, a wiecie, taka zła renoma była o Wydziale Rytmiki, że naprawdę nawet pracownicy szkoły czy pani ze świetlicy, czy portierki, wszyscy wiedzieli, że to jest tak ciężki kierunek, ale oczywiście moja mama jest też bardzo ambitną kobietą, tak samo właśnie ona we mnie to znowu wpoiła, że ta ambicja jest taka naprawdę w moich głównych cechach, no to stwierdziliśmy, że nie boimy się tego, że nawet będę kończyć późno, chcemy być dalej w systemie edukacji muzycznej i spróbujemy na Wydziale Rytmiki. I był to strzał w dziesiątkę.
Oczywiście badanie predyspozycji przeszłam jak najbardziej pozytywnie, więc dostałam się, byłyśmy chyba na początku w sześć osób, na roku w jednej klasie, ale oczywiście w szkołach muzycznych drugiego stopnia są różne specjalności w ramach danej klasy, czyli my normalnie, bo mówię o szkole muzycznej takiej ogólnokształcącej, czyli od ósmej chodzimy na zajęcia, teraz już w ogóle dzieci od siódmej, ponieważ ta podstawa programowa to jest w ogóle jakiś żart, ona tak puchnie, że po prostu ja współczuję tym licealistom, którzy mają dwie szkoły w jednym, tak jak ja wtedy, ale to były lata właśnie 2004 rok, więc rano chodzi się na zajęcia ogólne, na przykład do jednej klasy chodzi 24 uczniów i jest sześciu pianistów, sześciu saksofonistów, sześć rytmiczek i dziesięciu skrzypków, więc różne takie specjalności są w ramach jednej klasy. I my chodzimy na język polski, na kształcenie słuchu, to jest wszystko tak mieszane, czyli przedmioty ogólnokształcące, które są w podstawie programowej szkoły ogólnokształcącej oraz przedmioty, które są w podstawie programowej szkoły muzycznej, czyli historia muzyki, formy. Teraz są już troszkę pozmieniane te nazwy i rozbudowane, ale wtedy właśnie tak to wyglądało.
A po południu, czyli od godziny powiedzmy 14, chodzimy na zajęcia takie specjalistyczne, czyli saksofoniści idą na swoje zajęcia z saksofonu, nauki gry na saksofonie i ćwiczą, bo muszą ćwiczyć, a rytmiczki idą do swojego Królestwa Rytmiki i tam mają różne zajęcia z zakresu improwizacji fortepianowej, z zakresu techniki ruchu, rytmiki, zespołów rytmicznych, emisji głosu, pedagogiki, psychologii i to wszystko jest tak bardzo ukierunkowane na przyszłość nauczyciela rytmiki. I rzeczywiście kierunek rytmiki był bardzo wymagający ze względu na bardzo dużą wszechstronność, czyli to nie było tylko po prostu nauka rytmiki, tylko technika ruchu, żeby przepięknie się ruszać podczas interpretacji ruchowo-przestrzennych. Uczyłyśmy się improwizacji fortepianowej.
Oprócz tego miałyśmy fortepian, czyli trzeba było normalnie występować, były popisy, był program do zrealizowania, trzeba było ćwiczyć na fortepianie. Były zajęcia z zespołów rytmicznych, czyli dyplomantki, te, które były w klasie maturalnej, miały za zadanie tworzyć własne interpretacje, własne choreografie do muzyki wybranej przed siebie pod okiem nauczyciela, ale robiły to na zespole. Skąd wziąć zespół? Zespół to były młodsze koleżanki, czyli bardzo to było obciążające.
Od rana mieliśmy zajęcia ogólnokształcące i ogólnomuzyczne, a kończyłyśmy nawet o godzinie 19. W sobotę również trzeba było przejeżdżać na próby, bo wszystkie zespołowe zajęcia wymagały dodatkowych prób. To nie było nic takiego, że możesz sobie sama poćwiczyć, tak jak na fortepianie i to wszystko zależy od ciebie, tylko efekt zależy od całej grupy.
To, że mamy tyle zajęć w specjalności właśnie rytmiki, pomaga nam w osiągnięciu pewnego etapu. Ja właśnie też w mojej ostatniej rolce mówię, że nazywają mnie człowiek orkiestra, ponieważ jak weszłam do internetu i zaczęłam pokazywać swoje umiejętności, czyli zaśpiewać? Zaśpiewam. Zatańczyć? Zatańczę.
Wymyślę choreografię? Wymyślę. Skomponuję piosenkę? Pewnie. Zaaranżuję i wykonam cover na fortepianie? Oczywiście.
Napiszę scenariusz rytmiki na zamówienie? Jasne. I teraz widzę, że robię to na ludziach tak ogromne wrażenie, że jesteśmy jako rytmiczki bardzo wszechstronnie ukierunkowane i to jest oczywiście zasługa naszych pedagogów, dlatego jestem bardzo wdzięczna, że spotkałam takich ludzi na własnej drodze i zawsze będą na mnie autorytetami, ale z drugiej strony cieszę się, że sama włożyłam pracę w to i wytrwałam, ponieważ były osoby, które rezygnowały w trakcie procesu edukacji. Wytrwałam i teraz te umiejętności potrafię wykorzystać, żeby budować swoją firmę, swoją markę, swoją renomę, po prostu zaistnieć w świecie edukacji i muzyki.
Kończąc szkołę muzyczną drugiego stopnia byłam idealnie przygotowana do prowadzenia rytmiki w placówkach przedszkolnych. Kolejnym etapem edukacji były studia muzyczne, Akademia Muzyczna w Katowicach, gdzie ukończyłam specjalizację rytmika i przedmioty teoretyczno-muzyczne z tytułem magistra sztuki. Studia już były bardzo wymagające, ale też mogłam jednocześnie pracować i trochę imprezować, więc można było to pogodzić.
Zresztą, słuchajcie, liceum to była taka szkoła życia, że ja potrafiłam każdą pracę zorganizować. Mówię o pracy, na przykład jakieś zadanie na studia albo nauczenie się na kolofię, zorganizować po prostu od A do Z i znaleźć czas na znajomych, na poznawanie ludzi, na szukanie męża. Słuchajcie, to naprawdę był wtedy priorytet.
I oczywiście na pracę. Pracowałam w przedszkolu, którego byłam absolwentką. Cudowne przedszkole w Katowicach.
Kontakt mam do dzisiaj z świetnymi pedagogami, z cudowną dyrekcją i naprawdę wspieramy się w różnym zakresie, już teraz bardziej online. Naprawdę też bardzo świetna współpraca. Oczywiście dodam, że praca nauczyciela rytmiki to nie jest praca od 8 do 13 czy do 16, tylko my wpadamy do przedszkola, robimy, co mamy zrobić, każda grupa na pół godzinki i wypadamy, idziemy dalej.
Więc też pomagało mi to w połączeniu studiów wraz z pracą. Dla mnie specjalność rytmika to po prostu jest coś naturalnego. Wydaje mi się, że to jest tak we mnie zakorzenione i ja tak dobrze się odnalazłam w tej metodzie, że każdy kolokwium, każdy egzamin był dla mnie po prostu prosty.
Więc cieszę się, że te studia nie były dla mnie żadną katorgą, tylko po prostu ja rozwijałam się w bardzo szerokim zakresie i już wtedy bardziej scenicznie. Na Akademii Muzycznej w Katowicach jest przepiękna sala teatralna, która pozwalała na wydobycie z interpretacji ruchowo-przestrzennych dodatkowych efektów czy świetlnych, czy scenicznych, czy ruchowych. To naprawdę było bardzo kształcące.
Zresztą rytmika to metoda, która nie służy tylko do umuzykalenia przedszkolaków. W kolejnym odcinku opowiem o co chodzi w metodzie rytmiki, ale tutaj tylko napomknę, że rytmika wspiera takie zawody jak aktorstwo, taniec, sport czy właśnie edukację. O tym się nie mówi, tego się nie nagłaśnia.
Kto działa w tym zakresie, ten działa, a kto studiuje aktorstwo albo studiował AWF, to wie, że tam są zajęcia rytmiki i właśnie bardzo rozwinięta jest ta metoda w Polsce. W żadnym innym kraju nie jest tak rozwinięta jak u nas. U nas naprawdę jest na każdym etapie edukacji.
Kiedy ukończyłam akademię muzyczną, następnym etapem było podjęcie pracy w liceum muzycznym. Akurat jestem absolwentką tego liceum, więc bardzo się cieszyłam, że mogę podjąć wtedy zastępstwo. Ale to była moja praca marzeń, ponieważ nauczyciel rytmiki głównie szedł do pracy właśnie do przedszkola, do szkoły muzycznej pierwszego stopnia, a w liceum, w tak renomowanej szkole jest tylko dosłownie 4-5 miejsc dla pedagogów, więc akurat to zastępstwo to było naprawdę dla mnie bardzo duże wyróżnienie.
Wiedziałam, że w tej pracy dam z siebie wszystko, ponieważ to naprawdę było moje marzenie pracować właśnie tam. Po roku zastępstwo się skończyło i czar prysł, ale ja bardzo dobrze wspominam oczywiście tę współpracę i potem po kilku latach udało mi się wrócić, ponieważ tak jest w świecie edukacji, że jeżeli nie ma miejsc, to nie ma i tyle. Etatu nie ma i nie wyczarują znikąd.
Dyrekcja nie da dodatkowych godzin, ponieważ to jest kwestia oczywiście uczennic i ilości tych uczennic. Ale bodajże chyba 4 lata pracowałam na różne zastępstwa, budowałam sobie renomę jako nauczyciel rytmiki z bardzo dobrym tutaj efektem. Pracowałam i w Sosnowcu, i w Rudzie Śląskiej, i w Katowicach.
Naprawdę to była praca od 8 do 19, ponieważ niektóre szkoły były ogólnokształcące muzyczne, czyli zajęcia zaczynały się od 8 i kończyły powiedzmy w południe, a inne zaczynały się dopiero o 14 i kończyły o 19. Więc bardzo wymagający czas dla mnie. Miałam dosłownie 2-3 godziny w ciągu dnia, w środku dnia, żeby przyjechać do domu, ugotować, zjeść obiad i pojechać dalej na zajęcia.
Z mężem widziałam się dopiero wieczorem. Ale ten trudny czas nauczył mnie właśnie pracowitości, tego, że żeby coś mieć, to trzeba pracować. Nie należałam nigdy do leni, chociaż ja naprawdę lubię w ciągu dnia sobie leżeć pod kocem i nic nie robić, ale kiedy trzeba się spiąć, to słuchajcie, od rana do wieczora jestem w stanie pracować i wytrenowałam w sobie taką właśnie umiejętność.
Zresztą system edukacji muzycznej bardzo nas dyscyplinuje pod tym kątem, że trzeba ćwiczyć, trzeba się stawić na próbę, na daną godzinę cały zespół czeka, więc nie możesz się spóźnić. Bardzo się to różni pod kątem dyscypliny od innych dziedzin artystycznych. Np. malarze czy plastycy działają bardziej indywidualnie i nie muszą mieć takiej regularności i systematyczności w sobie, takiej dyscypliny. A my, muzycy, jesteśmy z tego znani, że jesteśmy bardzo punktualni, bardzo rzetelni, bardzo systematyczni i lubimy pracować. Pracując właśnie w szkołach muzycznych pierwszego stopnia, właśnie w tych trudnych godzinach, o których Wam mówię, zaszłam w ciążę, w pierwszą moją ciążę i pracowałam w ogóle do siódmego miesiąca ciąży.
To było też takie wyjątkowe dla mnie, że dziecko mam w brzuszku i ono cały czas od rana do wieczora słucha mojej improwizacji, ponieważ zajęcia rytmiki polegają na tym, że ja siedzę, jeżeli mam 4 godziny zajęć, to ja przez 4 godziny siedzę przy fortepianie. Od czasu do czasu pokazuję coś z dziećmi, ale ogólnie gram, gram i improwizuję. Dlatego cieszyłam się, że dziecko w moim brzuchu jest automatycznie umuzykalniane.
Urodziła się Klara i kiedy skończyła 5 miesięcy, dostałam propozycję powrotu do liceum muzycznego. Nie zastanawiałam się długo, to było moje marzenie kontynuować tam pracę, więc od razu się zgodziłam, ale to był system popołudniowy, więc mogłam akurat dzielić opiekę. Mąż pracował na rano, a ja po południu, więc on wtedy przejmował opiekę nad Klarą.
Jeszcze tylko dodam, że należałam do tych aktywnych mam, które chodzą z dziećmi wszędzie. Byłyśmy na basenie, chodziłyśmy na zajęcia muzyczne. Chodziłam na fit mamy, czyli próbowałam powrócić do formy.
Dzieci chodziły pomiędzy matami, raczkowały, a my z mamami ćwiczyłyśmy 3 razy w tygodniu, więc chodziłam na piechotę na te zajęcia, więc to naprawdę był taki wyjątkowy czas dla mnie. I na zajęciach fit mam, to jest naprawdę przełomowa historia, poznałam taką dziewczynę, z którą do dzisiaj utrzymujemy bardzo dobry kontakt. Jesteśmy w bardzo dobrej przyjaźni, zresztą mamy dzieci w tym samym wieku.
Asiu, pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. Asia też chodziła wszędzie, bo teraz dalej tak jest, że mamy nie chcą siedzieć w domach, tylko szukają różnych alternatyw, żeby się spotkać z innymi mamami, zintegrować, ale też miło spędzić czas i przy okazji wrócić do formy. I kiedy zaprosiłam kiedyś Asię do siebie do domu z synkiem, to Asia mówi, słuchaj, ja byłam na zajęciach muzycznych i czy Ty byś coś takiego mogła robić? A, nie, nie, dobra, Ty raczej nie, bo Ty chyba pracujesz w szkołach muzycznych, to ja nie wiem, czy Ty masz uprawnienia, czy nie, czy możesz tak tworzyć takie zajęcia dla maluchów? A ja mówię, ale zaraz, zaraz, zaraz.
Ja nie mogę? Pewnie, że mogę. I nie była to oczywiście długa, odwlekana decyzja, tylko ja po prostu jestem w gorącej wodzie kąpana. Od razu zaczęłam sobie wyobrażać, jak gram na fortepianie, a ci rodzice ćwiczą razem z dziećmi, że można to rozszerzyć.
Ja w ogóle mam takie bardzo wizjonerskie zawsze obrazy w głowie, ale potem sobie zrobiłam test Galupa już po trzydziestce, więc już wiem, dlaczego mam takie wizjonerskie obrazy w głowie i dlaczego ja to wszystko po prostu widzę, jakby to było na zajęć. Mój mąż wrócił do domu, a mój mąż zajmuje się grafiką, wrócił do domu i ja mówię, słuchaj, zakładamy firmę. I wiecie, on w szoku.
Jak to, jaką firmę? I ja mówię, słuchaj, Asia była na zajęciach muzycznych i zapytała, czy ja też mogę prowadzić takie zajęcia po prostu z czystej ciekawości, żeby zagrać temat. A ja od razu nazwę, słuchajcie, logo, założyliśmy stronę, nawet nie wiem, czy to nie było w ten sam wieczór. Po prostu taka we mnie energia weszła, jak nigdy wcześniej.
Widziałam bardzo duży potencjał w tym, zwłaszcza, że miałam bardzo dużo znajomych, którzy dopiero co urodzili dzieci i możliwe, że mogliby być moimi pierwszymi klientami. I od tego właśnie się zaczęło. To jest w ogóle bardzo ciekawe, bo słuchajcie, dopiero kiedy urodziłam dziecko, postanowiłam założyć własną firmę, więc firma była moim de facto drugim dzieckiem.
Wykorzystałam wtedy urlop macierzyński, potem rodzicielski i po prostu działałam tyle, ile mogę. Potem musiałam wrócić do liceum, więc wróciłam oczywiście z jak największą ochotą i werwą do pracy i pracowałam też we własnej firmie. To były na początku naprawdę pojedyncze zlecenia, jakieś bawialnie się odezwały.
Nazwa bardzo chwytliwa, Ekomuzyka dla Smyka, więc ta ekologia bardzo dobrze się sprzedawała, można powiedzieć, w bawialniach drewnianych, czyli takich, które są teraz u nas na Śląsku bardzo modne. Już się odchodzi od tych plastikowych małp i gejów i przechodzi się na bawialnie takie drewniane, ekologiczne ze zdrowymi przekąskami, więc to po prostu idealnie się wpisywało w ich ofertę. Pamiętam swoje pierwsze zajęcia Ekomuzyki dla Smyka.
Oczywiście zaczęło się od założenia fanpage’a na Facebooku, wrzucenia kilku filmików reklamujących i ogłoszenia pierwszych zajęć. Dodam, że to był okres pandemii, więc naprawdę nie byłabym zdziwiona, gdyby nie przyszedł nikt. Planowałam otworzyć jedną grupę dla ośmiorga dzieci wraz z rodzicami, a otworzyły się trzy, więc naprawdę był bardzo duży potencjał w tym i też myślę, że sama nazwa Ekomuzyka dla Smyka przyciągnęła i moich znajomych i klientów właśnie na te pierwsze zajęcia.
Potem kontynuowałam te zajęcia właśnie na własną rękę w Domu Kultury, ale tak naprawdę to bawialnie, kiedy one mi dawały zlecenia, a ja jechałam na otwartą grupę, dały mi już taką większą stabilizację, czyli działanie na własną rękę było trudniejsze niż działanie na zlecenie innej firmy. Bardzo szybko zatrudniłam jedną osobę do pomocy i ta osoba w ogóle tak się cudownie sprawdziła we współpracy ze mną, że na dzień dzisiejszy objęła stanowisko kierownika mojego zespołu i nadzoruje pracę całej firmy. Bardzo Cię serdecznie pozdrawiam Karolina i dziękuję.
I zrobię jeszcze takie podsumowanie. Słuchajcie, my teraz działamy czwarty rok, jest rok 2023, działamy czwarty sezon i na dzień dzisiejszy mamy sześć osób prowadzących, a ja zajmuję się biznesem online, czyli tworzę kolejną odnogę tego biznesu jako Muzyki dla Smyka. Osobno działa firma z zajęciami stacjonarnymi, działamy na Śląsku, a osobno działam ja pod marką osobistą jako właśnie taka biznesowa odnoga firmę.
Od września 2023 roku działam właśnie już mocniej w online. Możecie mnie znaleźć na YouTubie, na Instagramie, na Facebooku, na TikToku pod nazwą Kasia Majerczyk. Tam dzielę się darmowymi materiałami i pomysłami na zajęcia, ale też oczywiście mam sklep online, w którym sprzedaję materiały do pracy.
Moją misją jest to, żeby ludzie poznali rytmikę od tej wszechstronnej, od tej naprawdę cennej strony, ponieważ będę mówić o tym w drugim odcinku, jak została ta metoda spłaszczona do klaskania i tupania, a tak naprawdę jest w tym coś więcej. W momencie, kiedy nagrywam ten podcast, mam dwójkę dzieci. Klary i Kornelię, które urodziły się rok po roku.
Nie wiem, jak to jest możliwe. Do tego w środku jest oczywiście moje pseudo dziecko, czyli firma Eko Muzyka dla Smyka i biznes online Kasia Majerczyk, gdzie tworzę własne materiały, aby wspierać osoby pracujące z dziećmi w tym zakresie. Wiem, że moja historia motywuje bardzo dużo osób, więc dziewczyny, jeżeli macie tylko jakikolwiek pomysł, to naprawdę działajcie.
Na moim przykładzie widać, jak krok po kroku sumienna i ciężka praca doprowadza do naprawdę dużego rozwinięcia. Na dzień dzisiejszy nie planuję wracać do pracy etatowej, do pracy w szkole, a do 30 roku życia widziałam tylko i wyłącznie tam pracę. Więc naprawdę to jest kwestia tylko zmiany myślenia, pewnej otwartości i bardzo ciężkiej pracy, która w przyszłości bardzo popłaca, bo nigdy nie czułam się tak rozwinięta i w takim potencjale biznesowym, można powiedzieć, jak na dzień dzisiejszy.
Mam nadzieję, że przynajmniej czegoś się dowiedzieliście, dowiedziałyście z tego podcastu, więc zapraszam Was do odsłuchania kolejnych odcinków. Będę je wrzucać w miarę regularnie, ponieważ to jest coś, na czym mi bardzo zależy, czyli forma podcastu, która edukuje w zakresie rytmiki i tak naprawdę te wszystkie mity próbuje wyjaśnić. Mam nadzieję, że Wam się podobał ten odcinek i słuchajcie, dajcie komentarz, dajcie lajka, zasubskrybujcie ten kanał i bądźcie na bieżąco, ponieważ to pomoże mi rozwinąć ten kanał, a co za tym idzie, dojść do nowych osób, które może jeszcze nie mają takiej świadomości, jaką mam ja i jaką będziecie mieć wkrótce Wy.
Jeszcze tylko wspomnę, że w moich social mediach jest też link do formularza, do newslettera, więc jeżeli jesteście zainteresowane darmowymi materiałami do pracy, to zapisujcie się jak najszybciej. Ściskam, pa!